czwartek, 5 grudnia 2013

Początki

Może nie pokolei, może powinien ten post być na początku bloga, ale nie jest. I nie będzie, będzie teraz.

Moje początki robótkowania to oczywiście (jak w większości przypadków) podziwianie prac mojej Mamy. Jak pamiętam zawsze coś robiła, choć w jej przypadku najwięcej było haftów. Różnych, od obrusów we wzory kaszubskie, przez kociewskie, bieżniki, serwety, do piękności haftów riechelieu. Hafty równiutkie, czyściutkie, lewa strona niewiele różniła sie od prawej, wiec ja też tak chciałam.
Pamiętam jak na początku, na kawałku materiału, Mama odbijała mi przez kalkę pojedyńcze kwiatki.
Więc wyszywałam, no i kiedyś, mając ok. 6-7 lat wyszywałam, ale że tak mi było wygodniej, wyszywałam na kolanie. Po prosu siedziałam na wersalce, stopy również na wersalce, materiał na kolanie, w paluszkach igła z muliną i szyłam. Tylko, że jak skończyłam  kwiatka i chciałam go zakończyć z drugiej strony, materiał jakoś nie chciał odczepić sie od spodni.....  przyszyłam kwiatka do spodni .... ale był ubaw, niestety kwiatek nadawał sie do sprucia, bo inaczej nie można było odzyskać spodni...

Następnie uczyłam sie trochę szydełkować i robić na drutach, ale to były tylko szaliki i opaski na głowę. Nie ciągnęło mnie jakoś w tym kierunku. Wolałam haft, choć moje ściegi nie były tak równiutkie jak Mamy, aż odkryłam haft krzyżykowy.
Mimo, że trzeba było liczyć nitki - to było to co naprawdę mnie pociągało, efekt był wspaniały jak na moje możliwości.
Nie było łatwo pogodzić naukę z haftem, zwłaszcza że do szkoły średniej dojeżdżałam codziennie pociągiem, ale w niedzielę kilka krzyżyków trzeba było postawić.





zdjecia nie są najlepszej jakości, wykonane komórką, jakis czas temu, większości tych prac nie posiadam już, zostały wydane na prezenty

te również poleciały na prezenty ale zrobione w ciągu ostatnich dwóch lat.


Dopiero stosunkowo niedawno odkryłam jakie to wspaniełe rzeczy można wykonać za pomocą szydełka.
Na świecie były już moje dwie najstarsze córki, a ja w wolnych chwilach, głównie jesienią i zimą, łapałam za szydełko.

W dobie internetu, gdzie wzorów jest masa zaczęłam robić ozdoby choinkowe, później wielkanocne a  także i inne drobniejsze ozdoby.

Aż jakieś dobre dwa lata temu, zobaczyłam chustę Haruni, - ja tez taką chciałam mieć i to najlepiej samodzielnie wykonaną.

Zaczęłam zamęczać pewną Wizażankę prywatnymi wiadomościami, jakie druty wziąść no i co jest te tajemnicze ssk, k2tog, purl, knit, i inne takie.
Z włóczki zwykłej, akrylowej na początek, powstała Haruni


spodobało sie i to bardzo, no i wsiąkłam.

Co i rusz uczę sie czegoś nowego, ale i tak najbardziej ciągnie mnie do drutów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz